Zendaya siedząc w taksówce wspominała pocałunek, czuła, że
nie był on taki od niechcenia, ale taki naprawdę szczery. Nie wiedziała,
dlaczego dała chłopakowi „z liścia”, może był to taki odruch, impuls? Na pewno.
Kierowca kilkakrotnie pytał się jej czy nic jej nie jest, ale ona nic nie
słyszała.
- Hej, panno. Żyjesz?
- dopytywał kolejny raz.
- Słucham? Tak, nic mi nie jest. – odparła niepewnie.
- Myślisz o tym chłopaku?
- Skąd pan wie? – zapytała ze zdziwieniem.
- Może stąd, że jak wsiadłaś to wołał cię kilkakrotnie, a ty
go olałaś.
- Tak, to długa historia. – rzuciła od niechcenia.
- Widocznie nie taka długo, on cię tylko pocałował, a ty… -
przerwał, bo dziewczyna nie dała mu dokończyć.
- Tak, wiem. Olałam go. Chodzi o to, że nie wiem czy mu do
końca wierzyć, bo ma dziewczynę, która jak twierdzi on nie chce dać mu spokoju
i robi wszystko wbrew jego woli. – mówiła już pół płaczem.
- Może tak jest. Zdarzają się takie, że nie rozumieją słowa
„to koniec”. Kochają tą drugą osobę, ale ta druga tego nie odwzajemnia. – odpowiedział
z uśmiechem.
- czyli sądzi pan, że mówi on prawdę? – zapytała.
- Naturalnie, chyba, że po prostu umie kłamać. – zaśmiał
się.
Zendaya nie zdążyła już o nic zapytać, bo taksówkarz
zatrzymał się koło jej domu.
- Dziękuję bardzo za rozmowę. –uśmiechnęła się. – A ile
płacę.
- Nic kochana. Bardzo miło mi się z tobą rozmawiało.
Większość ludzi tylko siedzi i wypatruje przez okno, albo rozmawia przez
telefon. A dzięki tobie czuję się lepiej. Dziękuję. - odparł z ponownym uśmiechem.
- Nie ma za co, i ja tez
dziękuję. – uśmiechnęła się i zamknęła drzwi.
- I zadzwoń do niego. – powiedział kierowca z uśmiechem,
wyglądając przez okno.
- Na pewno. Dziękuję. – uśmiechnęła się jeszcze raz i wyjęła
klucze z torebki. Słyszała miły warkot silnika należący do taryfy. Miło
wspominała te kilka minut w taksówce, nigdy nie czuła się lepiej. Miała się w
końcu komu wyżalić.
Weszła do domu nie zwracając uwagi na nic, nikogo nie było,
może to nawet lepiej. Zendaya poszła na górę do swojego pokoju i włączyła
muzykę, przy której zaczęła nucić. Zawsze ją to uspakajało.
***Dzień pogrzebu***
Zendaya wstała wcześnie, choć pogrzeb miał być dopiero o 13.
Postanowiła zadzwonić do Brid i zapytać się jak się trzyma. Na wyświetlaczu
komórki widniało 5 nieodebranych połączeń od blond chłopaka. Nie miała ochoty z
nim gadać ani go widzieć po tym co zrobił, choć obiecała taksówkarzowi, a ona
nie miała w zwyczaju kłamać. Ale postanowiła, że to pozostanie tylko dla niej.
Ross jeszcze kilka razy dzwonił do niej, ale ona to
ignorowała.
***Oczami Rossa***
Nie miałem pojęcia, co zrobiłem źle… Może ten pocałunek?
Może to dlatego? A co jeśli jej nigdy nie odzyskam? Zależy mi na niej… Muszę
coś zrobić. Tak! Pogadam z Bridgit!, ale jeśli jej powiedziała? No trudno, coś
wymyślę…
Brunetka postanowiła się już zbierać, po rozmowie z
przyjaciółką wywnioskowała, że nie jest źle i może się zacząć szykować. Wzięła
wcześniej przyszykowanie ubrania:
i poszła się ubrać.
PO uroczystości w kościele, wszyscy, którzy znali babcię
blondynki przybyli na cmentarz. Panowała tam ponura atmosfera, nic dziwnego, to
w końcu pogrzeb. Wiał lekki wiatr, który poruszał rosnące tam wierzby. Po
chwili z nieba zaczął kropić drobny deszczyk.
Po całym zajściu brunetka pocieszała Bri, gdy nagle
niespodziewanie zjawił się Ross. Z lekkim zmieszanym uśmiechem podszedł do
dziewczyn.
- Możemy chwilę pogadać? – zaczął niepewnie. – Chciałem cię
przeprosić.
- I przyszedłeś tu tylko po to? – zapytała.
- Eee… No chyba tak. –powiedział niepewnie.
- Egoista! – rzuciła.
- Słucham? –zapytał. – Egoista? Ja się staram, żeby cię
odzyskać, a ty co?!
- To mnie straciłeś? To nie jest odpowiedni moment ani
miejsce na rozmowę. Są teraz ważniejsze sprawy niż ty. – powiedziała lekko
zdenerwowana i zaczęła wraz z Bridgit zbierać się do domu.
- To kiedy pogadamy? – zapytał.
- Nie wiem. Dla mnie możemy wcale. – powiedziała obojętnie i
ruszyła w stronę wyjścia.
Ross był wkurzony na cały świat. Na całe to zajście.
Postanowił się komuś wyżalić, ale nie wiedział komu. Bez zamysłu skierował się
w stronę domu Indigo. Miał nadzieję, że blondynka go wysłucha i doradzi, w końcu
sama jest dziewczyną, tylko ciekawe czy zrozumiała, że nic już ich nie łączy.
Mijał wiele szczęśliwych par trzymających się za ręce, lub całujących w parku,
przez który przechodził. Był jeszcze bardziej pogrążony w smutku. Czuł się
coraz gorzej. Po kilku minutach drogi doszedł do miejsca, gdzie mieszkała
dziewczyna. Podszedł do drzwi i zapukał. Po chwili drzwi otworzyła Indi.
- Ross? – zapytała z niedowierzaniem.
- Tak to ja. – powiedział smętnie.
- Co się stało? – spytała przytulając chłopaka, na co on nie
miał nic przeciwko. Czułość była mu teraz bardzo potrzeba.
Chłopak tylko westchnął. –Mogę wejść? – zapytał.
- Jasne. – uśmiechnęła się.
Zaprowadziła chłopaka do swojego pokoju i razem usiedli na
łóżku.
- Więc… - zaczęła. – powiesz mi co się stało? Nie
przychodzisz raczej bez powodu.
- Mam problem z Zendayą. – zaczął nadal smutny. – Po tym
pocałunku, wcale się do mnie nie odzywa. Unika mnie.
- Mówiłam ci, że… - zaczęła. – Daj spokój. –odpowiedział chłopak.
Niebieskooka znów wtuliła się w chłopaka i lekko musnęła
jego usta. Chłopak spojrzał na nią i lekko uniósł się na rękach i przesunął.
- Co ty robisz? – zapytał innym głosem.
- Co ty, robisz? – zapytała ze śmiechem.
- Serio, to nie jest śmieszne, przyszedłem po radę, a nie po
to, żebyś mnie całowała. – powiedział uniesionym głosem.
- No wiem, przepraszam, ale ja nadal cię kocham i nie mogę się
tobie oprzeć. – powiedziała po czym znów zaczęła całować Rossa, tym razem
namiętniej. Blondyn w końcu oddał się pocałunkowi. Nic im nie mogło
przeszkodzić, to oznaczałoby, że znów są razem, ale czy na pewno. Indigo
położyła Rossa na łóżku i nie przerywając pocałunków zdjęła jego koszulkę, a brązowooki to samo uczynił z bluzką
dziewczyny. Blondynka całowała go ustach i schodziła coraz niżej. Do szyi,
klatki piersiowej. Dochodził godzina 20, więc nic nie przeszkodziło im do
spędzenia wspólnej nocy. Natomiast najlepsze było to, że rodzice Indigo wyszli
i byli sami. Indigo doszła do paska chłopaka, który bez wahania rozpięła i
zaczęła ściągać jego spodnie. Chłopak uśmiechnął się i tak samo zrobił ze
spódniczką, a potem ze stanikiem dziewczyny. Nastolatki leżały na sobie w samej
bieliźnie.
- I co nadal myślisz, że nic nas nie łączy? – zapytała z
uśmiechem, dysząc.
- Teraz nie jestem pewny. – uśmiechnął się, po czym wrócił
do poprzedniej czynności.
___________________________________________________________________________________
Mam nadzieję, że się podoba, proszę o komentarze, nie chcę się rozpisywać, bo wiem, że to nudne. Powiem tylko tyle, że mam ekstra dużo pomysłów, i zdradzę, że dodam rozdział w tygodniu :)
TO PA ;**
:O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O
OdpowiedzUsuńSzooooooooooooook...... może i Indigo wcale nie jest taka zła ??
Mimo, że nie przepadam za Zendayą, ale jest mi jej szkoda..
Niech tego nie robią. -,-
Pozdrowienie i czekam na kolejny :D
Spokojnie wszystko Sie ulozy, choc bedzie jeszcze kilka klopoyow I zamyslen ale to na potem, ciesze Sie że Sie podoba
OdpowiedzUsuń3 razy nie dla Indigo
OdpowiedzUsuńRoss powinien być z Zendayą
Świetny rozdział naprawdę ;**
dzięki, docieniam to, że czytacie :333
OdpowiedzUsuńa ja czytam was xd
Dzisiaj zaczelam czytac twoje opowiadanie i mysle ze jest mega xD
OdpowiedzUsuńo nie!.. niech oni tego nie robią. Ros powinien być z Zendayą...
OdpowiedzUsuńa co do rozdziału to Super !! :)
ps. mogła byś zajrzeć na mojego bloga? (wiem że jest do bani ale dopiero zaczynam) :)
http://together-forever-opowiadanie.blogspot.com/
pozdroo>>> :)