piątek, 11 stycznia 2013

Rozdział 5



Zendaya siedząc w taksówce wspominała pocałunek, czuła, że nie był on taki od niechcenia, ale taki naprawdę szczery. Nie wiedziała, dlaczego dała chłopakowi „z liścia”, może był to taki odruch, impuls? Na pewno. Kierowca kilkakrotnie pytał się jej czy nic jej nie jest, ale ona nic nie słyszała.
- Hej, panno. Żyjesz?  - dopytywał kolejny raz.
- Słucham? Tak, nic mi nie jest. – odparła niepewnie.
- Myślisz o tym chłopaku?
- Skąd pan wie? – zapytała ze zdziwieniem.
- Może stąd, że jak wsiadłaś to wołał cię kilkakrotnie, a ty go olałaś.
- Tak, to długa historia. – rzuciła od niechcenia.
- Widocznie nie taka długo, on cię tylko pocałował, a ty… - przerwał, bo dziewczyna nie dała mu dokończyć.
- Tak, wiem. Olałam go. Chodzi o to, że nie wiem czy mu do końca wierzyć, bo ma dziewczynę, która jak twierdzi on nie chce dać mu spokoju i robi wszystko wbrew jego woli. – mówiła już pół płaczem.
- Może tak jest. Zdarzają się takie, że nie rozumieją słowa „to koniec”. Kochają tą drugą osobę, ale ta druga tego nie odwzajemnia. – odpowiedział z uśmiechem.
- czyli sądzi pan, że mówi on prawdę? – zapytała.
- Naturalnie, chyba, że po prostu umie kłamać. – zaśmiał się.
Zendaya nie zdążyła już o nic zapytać, bo taksówkarz zatrzymał się koło jej domu.
- Dziękuję bardzo za rozmowę. –uśmiechnęła się. – A ile płacę.
- Nic kochana. Bardzo miło mi się z tobą rozmawiało. Większość ludzi tylko siedzi i wypatruje przez okno, albo rozmawia przez telefon. A dzięki tobie czuję się lepiej. Dziękuję. -  odparł z ponownym uśmiechem.
- Nie ma za co,  i ja tez dziękuję. – uśmiechnęła się i zamknęła drzwi.
- I zadzwoń do niego. – powiedział kierowca z uśmiechem, wyglądając przez okno.
- Na pewno. Dziękuję. – uśmiechnęła się jeszcze raz i wyjęła klucze z torebki. Słyszała miły warkot silnika należący do taryfy. Miło wspominała te kilka minut w taksówce, nigdy nie czuła się lepiej. Miała się w końcu komu wyżalić.
Weszła do domu nie zwracając uwagi na nic, nikogo nie było, może to nawet lepiej. Zendaya poszła na górę do swojego pokoju i włączyła muzykę, przy której zaczęła nucić. Zawsze ją to uspakajało.
***Dzień pogrzebu***
Zendaya wstała wcześnie, choć pogrzeb miał być dopiero o 13. Postanowiła zadzwonić do Brid i zapytać się jak się trzyma. Na wyświetlaczu komórki widniało 5 nieodebranych połączeń od blond chłopaka. Nie miała ochoty z nim gadać ani go widzieć po tym co zrobił, choć obiecała taksówkarzowi, a ona nie miała w zwyczaju kłamać. Ale postanowiła, że to pozostanie tylko dla niej.
Ross jeszcze kilka razy dzwonił do niej, ale ona to ignorowała.
***Oczami Rossa***
Nie miałem pojęcia, co zrobiłem źle… Może ten pocałunek? Może to dlatego? A co jeśli jej nigdy nie odzyskam? Zależy mi na niej… Muszę coś zrobić. Tak! Pogadam z Bridgit!, ale jeśli jej powiedziała? No trudno, coś wymyślę…
Brunetka postanowiła się już zbierać, po rozmowie z przyjaciółką wywnioskowała, że nie jest źle i może się zacząć szykować. Wzięła wcześniej przyszykowanie ubrania:
   
   
 

 
 

 
 i poszła się ubrać.
PO uroczystości w kościele, wszyscy, którzy znali babcię blondynki przybyli na cmentarz. Panowała tam ponura atmosfera, nic dziwnego, to w końcu pogrzeb. Wiał lekki wiatr, który poruszał rosnące tam wierzby. Po chwili z nieba zaczął kropić drobny deszczyk.

Po całym zajściu brunetka pocieszała Bri, gdy nagle niespodziewanie zjawił się Ross. Z lekkim zmieszanym uśmiechem podszedł do dziewczyn.
- Możemy chwilę pogadać? – zaczął niepewnie. – Chciałem cię przeprosić.
- I przyszedłeś tu tylko po to? – zapytała.
- Eee… No chyba tak. –powiedział niepewnie.
- Egoista! – rzuciła.
- Słucham? –zapytał. – Egoista? Ja się staram, żeby cię odzyskać, a ty co?!
- To mnie straciłeś? To nie jest odpowiedni moment ani miejsce na rozmowę. Są teraz ważniejsze sprawy niż ty. – powiedziała lekko zdenerwowana i zaczęła wraz z Bridgit zbierać się do domu.
- To kiedy pogadamy? – zapytał.
- Nie wiem. Dla mnie możemy wcale. – powiedziała obojętnie i ruszyła w stronę wyjścia.
Ross był wkurzony na cały świat. Na całe to zajście. Postanowił się komuś wyżalić, ale nie wiedział komu. Bez zamysłu skierował się w stronę domu Indigo. Miał nadzieję, że blondynka go wysłucha i doradzi, w końcu sama jest dziewczyną, tylko ciekawe czy zrozumiała, że nic już ich nie łączy. Mijał wiele szczęśliwych par trzymających się za ręce, lub całujących w parku, przez który przechodził. Był jeszcze bardziej pogrążony w smutku. Czuł się coraz gorzej. Po kilku minutach drogi doszedł do miejsca, gdzie mieszkała dziewczyna. Podszedł do drzwi i zapukał. Po chwili drzwi otworzyła Indi.
- Ross? – zapytała z niedowierzaniem.
- Tak to ja. – powiedział smętnie.
- Co się stało? – spytała przytulając chłopaka, na co on nie miał nic przeciwko. Czułość była mu teraz bardzo potrzeba.
Chłopak tylko westchnął. –Mogę wejść? – zapytał.
- Jasne. – uśmiechnęła się.
Zaprowadziła chłopaka do swojego pokoju i razem usiedli na łóżku.
- Więc… - zaczęła. – powiesz mi co się stało? Nie przychodzisz raczej bez powodu.
- Mam problem z Zendayą. – zaczął nadal smutny. – Po tym pocałunku, wcale się do mnie nie odzywa. Unika mnie.
- Mówiłam ci, że… - zaczęła. – Daj spokój. –odpowiedział chłopak.
Niebieskooka znów wtuliła się w chłopaka i lekko musnęła jego usta. Chłopak spojrzał na nią i lekko uniósł się na rękach i przesunął.
- Co ty robisz? – zapytał innym głosem.
- Co ty, robisz? – zapytała ze śmiechem.
- Serio, to nie jest śmieszne, przyszedłem po radę, a nie po to, żebyś mnie całowała. – powiedział uniesionym głosem.
- No wiem, przepraszam, ale ja nadal cię kocham i nie mogę się tobie oprzeć. – powiedziała po czym znów zaczęła całować Rossa, tym razem namiętniej. Blondyn w końcu oddał się pocałunkowi. Nic im nie mogło przeszkodzić, to oznaczałoby, że znów są razem, ale czy na pewno. Indigo położyła Rossa na łóżku i nie przerywając pocałunków zdjęła jego koszulkę,  a brązowooki to samo uczynił z bluzką dziewczyny. Blondynka całowała go ustach i schodziła coraz niżej. Do szyi, klatki piersiowej. Dochodził godzina 20, więc nic nie przeszkodziło im do spędzenia wspólnej nocy. Natomiast najlepsze było to, że rodzice Indigo wyszli i byli sami. Indigo doszła do paska chłopaka, który bez wahania rozpięła i zaczęła ściągać jego spodnie. Chłopak uśmiechnął się i tak samo zrobił ze spódniczką, a potem ze stanikiem dziewczyny. Nastolatki leżały na sobie w samej bieliźnie.
- I co nadal myślisz, że nic nas nie łączy? – zapytała z uśmiechem, dysząc.
- Teraz nie jestem pewny. – uśmiechnął się, po czym wrócił do poprzedniej czynności.
___________________________________________________________________________________
Mam nadzieję, że się podoba, proszę o komentarze, nie chcę się rozpisywać, bo wiem, że to nudne. Powiem tylko tyle, że mam ekstra dużo pomysłów, i zdradzę, że dodam rozdział w tygodniu :)
TO PA ;**




6 komentarzy:

  1. :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O
    Szooooooooooooook...... może i Indigo wcale nie jest taka zła ??
    Mimo, że nie przepadam za Zendayą, ale jest mi jej szkoda..
    Niech tego nie robią. -,-
    Pozdrowienie i czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Spokojnie wszystko Sie ulozy, choc bedzie jeszcze kilka klopoyow I zamyslen ale to na potem, ciesze Sie że Sie podoba

    OdpowiedzUsuń
  3. 3 razy nie dla Indigo
    Ross powinien być z Zendayą

    Świetny rozdział naprawdę ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. dzięki, docieniam to, że czytacie :333
    a ja czytam was xd

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzisiaj zaczelam czytac twoje opowiadanie i mysle ze jest mega xD

    OdpowiedzUsuń
  6. o nie!.. niech oni tego nie robią. Ros powinien być z Zendayą...
    a co do rozdziału to Super !! :)
    ps. mogła byś zajrzeć na mojego bloga? (wiem że jest do bani ale dopiero zaczynam) :)
    http://together-forever-opowiadanie.blogspot.com/
    pozdroo>>> :)

    OdpowiedzUsuń