Po jakimś czasie wszystko było jak kiedyś. Tara i Indigo
zniknęły z życia Rossa. Blondyn jak kiedyś przyjaźnił się z Zendayą, próbował
się w niej zakochać, ale jak na razie nie mógł tego ponownie zrobić. Nie
wiedział dlaczego. Jej cały czas mówił coś innego. Na przykład: „Znów cię
kocham”, albo „ Nie chcę cię ponownie stracić”. Kłamstwo przychodziło mu łatwo,
ale co zrobi jak będzie musiał się z niego wytłumaczyć? U Zendy było na odwrót
ciągle szalała z miłości za blondynem, ale nie chciała się jeszcze z nim
wiązać. U Bridgit i Rikera była raczej dobrze, czasami wychodzili na spacery i
kolację, tak zwane „randki”. Rydel zajmowała się dwoma pieskami, bo choć bracia
mieli jej pomagać, to mieli to w nosie. Zajmowali się nimi tylko wtedy, kiedy
siedzieli przed telewizorem i zajadali się fastfoodami. Wtedy Rocky i CeCe
służyły za Przytulanki do głaskania i przytulania w razie potrzeby. Brid i Zen
radziły sobie ze swoimi psiakami dość dobrze. Zabierały je na spacery, kąpały,
karmiły, czesały i bawiły się z nimi. Wszystko było dobrze, aż do czwartku.
Ten czwartek był bardzo niefortunnym dniem dla Rossa i
niewinnej Zendai, która chciała ratować przyjaciela. Ross postanowił sobie tego
dnia odpocząć i wraz z kumplami wybrać się na wagary. Jak na jesień było dość
przyjemnie. Wiał lekki wietrzyk, świeciło słońce i było ciepło. Chłopaki bez
przemyślenia sprawy, już przed drugą lekcją wyrwali się ze szkoły. Na początku
było gładko. Wymknęli się tak, że żaden nauczyciel, ani nawet dyrektor ich nie
wiedział. Poszli do miasta. Pierwsza w planie była plaża. Ross strasznie różnił
się od swoich kolegów. Oni palili i czasami pili, ale i tak byli z blondynem w
paczce. Po plaży przyszła kolej na drugie śniadanie. Przeszli się na pizzę do
najbliższej pizzerii. Było ich 8, więc zamówili dwa giganty. Około godziny 13
postanowili wrócić pod szkołę, aby pojechać pierwszym lepszym autobusem do domu.
Po upływie 40 minut byli pod szkołą. W planie mieli jeszcze 2 lekcję, ale jak
wagary to wagary. Koledzy blondyna musieli jeszcze zapalić przed powrotem do
domu, więc chłopak nie miał wyboru i w skryciu stał z nimi.
- Ross, może zapalisz? – zaproponował jeden.
- Nie dzięki. – odpowiedział i dalej stał oparty o ścianę.
- Ej, no dawaj. Po jednym nic ci nie będzie. – tłumaczył
kolejny.
Ross bez przekonania stał i patrzył to na jednego, a to na
drugiego. Kiedy chciał podjąć decyzję z budynku niespodziewanie wyszła Zendaya.
Właśnie kierowała się w ich stronę, ale nie widziała ich. Zestresowany blondyn,
który jako pierwszy zobaczył brunetkę próbował się ukryć za chłopakami.
- Ej, stary. Co ty robisz? – zapytał jeden z rozbawieniem.
- Emmm… Chowam się bo tam idzie jakaś dziewczyna i może na
nas nakablować do dyra. – powiedział dalej przyciskając się do ściany.
- Nie peniaj. Nic nie będzie, to raczej spoko laska. –
powiedział jeden z chłopaków i zawołał dziewczynę. – Hej! Laska! Choć no.
- Co ty robisz?! – zdenerwował się Ross. – Po co ją wołasz?!
- Nie bulwersuj się Ross. Zagadamy trochę, pobawimy się
razem i będzie dobrze. Mówię ci. – obiecał.
Zrezygnowany blondyn
nadal stał pod ścianą. Daya, która została zawołana przez chłopaków podeszła do
nich z uśmiechem. – No co tam? – zapytała z uśmiechem.
- A wiesz, stoimy tak i czekamy na jakąś fajną pannę. Szłaś,
więc cię zawołaliśmy. – wytłumaczył.
- Aha. To fajnie. Ja jestem Zendaya, ale muszę już wracać na
lekcję. – powiedziała śpieszno ze zrezygnowanym uśmiechem.
- Ja jestem Chris. – przedstawił się chłopak. – A to jest
Max, Leon, John, Dylan, Gabe, Spencer i Ross. – przedstawił kolegów.
- Ross? – zapytała z niedowierzanie.
- No tak, Ross. A co? Znacie się? – zapytał.
- Znam jednego Rossa, ale nie sądzę, żeby to był on. –
powiedziała. – A gdzie on jest?
- Ehh… Schował się. – powiedział z rozbawieniem Chris.
Poczym wypchnął blondyna naprzeciwko dziewczyny.
- Ooo… Jaka miła niespodzianka. – zaśmiał się Ross, drapiąc
po głowie.
- To ty?! Co ty z nimi robisz? – zapytała ze wściekłością. –
Czekaj, czekaj. Ty palisz?!
- Co? Ja? Niee! – zaprzeczał.
- To co z nimi robisz? – dopytywała.
- Oho, dziewczynie naszego kumpla coś nie pasi. – powiedział
po cichu Leon.
- Ja nie jestem jego dziewczyną?! Jasne?! Teraz tym bardziej
nie będę! Bo ja z palaczami się nie zadaję! – krzyczała.
- Ok, spoko, spoko. Ale Ross nie pali. Odmawia za każdym
razem. – tłumaczył zbulwersowanej brunetce Gabe.
- Odmawia? – zapytała zmieszana. Na co odpowiedziało jej
kiwnięcia głów chłopców.
- Wow, Ross, przepraszam. – powiedziała.
- Nie szkodzi. – odparł z uśmiechem, po czym przytulił się
do Dai.
Ich sielanka nie trwała długo, bo ze szkoły wyszła właśnie
pani Danvins, która miała sokole oko i umiała wypatrzeć każdego, kto się
chował. Szybkim spojrzeniem wypatrzyła grupkę osób i ze złowieszczym uśmiechem
podeszła do nich szybkim krokiem.
- Dzień dobry moi kochani. – powiedziała z uśmiechem. –
Fajnie się pali na terenie szkoły?
Wszyscy spojrzeli na nią ze strachem w oczach, nawet Chris,
który próbował udawać twardego.
- A teraz za mną do dyrektora. – odrzekła, a przyjaciele
zgodnie z rozkazem ruszyli za nią.
Zen potwornie się bała i z tego roztrzęsienia złapała Rossa
za rękę i mocno się w niego wtuliła. Chłopak na ten gest odpowiedział
uśmiechem.
- Bez czułości tam! – burknęła pod nosem nauczycielka.
Dalszą drogę do gabinetu przeszli w spokoju i bez upomnień.
Choć Zen bała się puścić rękę Rossa. Przy nim czuła się tak bezpiecznie. Nawet
w takiej chwili.
Do dyrektora weszli wszyscy z kolei wraz z panią Danvins,
która szczegółowo opisała to co widziała.
- Dobrze, a teraz proszę zostawić nas SAMYCH. – powiedział
dyrektor do nauczycielki. Ona wyszła z pomieszczenia, gdzie zapanowała głucha
cisza.
- Więc, już wiem, co żeście robili. – powiedział. – I jakie
macie wytłumaczenie na to?
- Wyszliśmy na dwór. – odpowiedział John.
- A z tego co wiem od waszych
nauczycieli to nie było was na lekcjach. – powiedział spokojnie. – Wszystkich!
- To prawda? – zapytała
zdruzgotana brunetka. Ross, który siedział koło niej pokiwał głową, wtulił ją
mocno w siebie i pocałował w czoło.
- Panie… Lynch? – zapytał
niepewnie. – Proszę zostawić teraz swoją dziewczynę w spokoju.
- Ale ja nie jestem jego
dziewczyną. – odpowiedziała zapłakana Daya.
- A to wygląda inaczej. –
powiedział dyrektor, na co pozostali chłopcy przytaknęli. – Ale wracając do
sprawy paliliście na terenie szkoły. Co macie na swoje usprawiedliwienie?
Odpowiedziała cisza. Dyrektor
jeszcze przez około godzinę dawał im pouczenie, a na koniec dodał – Zostajecie
zawieszeni na tydzień, oprócz was. Panie Lynch i Pani Coleman. – powiedział i
zwrócił się do pozostałych. – A wy możecie już wyjść.
Ross i Zendaya zostali w
gabinecie wraz z dyrektorem.
- Muszę was upomnieć, że w szkole
zabrania się takich czułości. – pouczył.
- Ale, my nie jesteśmy razem. –
powiedział Ross.
Dyrektor spojrzał na nich
rozbawiony. – A mi się wydaję, że powinniście. – zaśmiał się i wypuścił ich ze
swojego gabinetu.
- Słyszałaś co on powiedział? –
zapytał Ross. – Nie tylko ja tak uważam.
- Hmmm… To trochę dziwne. –
powiedziała z powagą dziewczyna.
- Nie bądź taka sztywna. –
zaśmiał się blondyn. – Wiem co poprawi ci humor. Lody.
- Nie mam ochoty.
- Ale wiem na co masz.
Daya spojrzała na niego pytającym
wzrokiem.
- Trochę słodkości jeszcze nikomu
nie zaszkodziło. – powiedział i ustawił się naprzeciwko dziewczyny. Teraz
patrzyli sobie głęboko w oczy. Ross po chwili zamachania przysunął się do
brunetki i namiętnie ją pocałował. Chwilę tę przerwali koledzy Rossa.
- No, no, no. I kto tu nie jest
parą? – zapytał Chris.
Zendaya szybko odsunęła się od
chłopaka.
- Dzięki mała za pomoc. –
uśmiechnął się Chris i posłał jej buziaka.
___________________________________________________________________________________
Kolejny nudny rozdział :/ Postaram się zrobić coś ciekawszego, ale nie mam narazie pomysłu. Ten rozdział pisałam na siłę ;(( nie wiem, czy na jakiś czas nie zawieszę bloga, ale postaram się nie :) JBC. Pojawi się notka.
Dziękuje za przeczytanie, do soboty :)