wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział 14



Po jakimś czasie wszystko było jak kiedyś. Tara i Indigo zniknęły z życia Rossa. Blondyn jak kiedyś przyjaźnił się z Zendayą, próbował się w niej zakochać, ale jak na razie nie mógł tego ponownie zrobić. Nie wiedział dlaczego. Jej cały czas mówił coś innego. Na przykład: „Znów cię kocham”, albo „ Nie chcę cię ponownie stracić”. Kłamstwo przychodziło mu łatwo, ale co zrobi jak będzie musiał się z niego wytłumaczyć? U Zendy było na odwrót ciągle szalała z miłości za blondynem, ale nie chciała się jeszcze z nim wiązać. U Bridgit i Rikera była raczej dobrze, czasami wychodzili na spacery i kolację, tak zwane „randki”. Rydel zajmowała się dwoma pieskami, bo choć bracia mieli jej pomagać, to mieli to w nosie. Zajmowali się nimi tylko wtedy, kiedy siedzieli przed telewizorem i zajadali się fastfoodami. Wtedy Rocky i CeCe służyły za Przytulanki do głaskania i przytulania w razie potrzeby. Brid i Zen radziły sobie ze swoimi psiakami dość dobrze. Zabierały je na spacery, kąpały, karmiły, czesały i bawiły się z nimi. Wszystko było dobrze, aż do czwartku.
Ten czwartek był bardzo niefortunnym dniem dla Rossa i niewinnej Zendai, która chciała ratować przyjaciela. Ross postanowił sobie tego dnia odpocząć i wraz z kumplami wybrać się na wagary. Jak na jesień było dość przyjemnie. Wiał lekki wietrzyk, świeciło słońce i było ciepło. Chłopaki bez przemyślenia sprawy, już przed drugą lekcją wyrwali się ze szkoły. Na początku było gładko. Wymknęli się tak, że żaden nauczyciel, ani nawet dyrektor ich nie wiedział. Poszli do miasta. Pierwsza w planie była plaża. Ross strasznie różnił się od swoich kolegów. Oni palili i czasami pili, ale i tak byli z blondynem w paczce. Po plaży przyszła kolej na drugie śniadanie. Przeszli się na pizzę do najbliższej pizzerii. Było ich 8, więc zamówili dwa giganty. Około godziny 13 postanowili wrócić pod szkołę, aby pojechać pierwszym lepszym autobusem do domu. Po upływie 40 minut byli pod szkołą. W planie mieli jeszcze 2 lekcję, ale jak wagary to wagary. Koledzy blondyna musieli jeszcze zapalić przed powrotem do domu, więc chłopak nie miał wyboru i w skryciu stał z nimi.
- Ross, może zapalisz? – zaproponował jeden.
- Nie dzięki. – odpowiedział i dalej stał oparty o ścianę.
- Ej, no dawaj. Po jednym nic ci nie będzie. – tłumaczył kolejny.
Ross bez przekonania stał i patrzył to na jednego, a to na drugiego. Kiedy chciał podjąć decyzję z budynku niespodziewanie wyszła Zendaya. Właśnie kierowała się w ich stronę, ale nie widziała ich. Zestresowany blondyn, który jako pierwszy zobaczył brunetkę próbował się ukryć za chłopakami.
- Ej, stary. Co ty robisz? – zapytał jeden z rozbawieniem.
- Emmm… Chowam się bo tam idzie jakaś dziewczyna i może na nas nakablować do dyra. – powiedział dalej przyciskając się do ściany.
- Nie peniaj. Nic nie będzie, to raczej spoko laska. – powiedział jeden z chłopaków i zawołał dziewczynę. – Hej! Laska! Choć no.
- Co ty robisz?! – zdenerwował się Ross. – Po co ją wołasz?!
- Nie bulwersuj się Ross. Zagadamy trochę, pobawimy się razem i będzie dobrze. Mówię ci. – obiecał.
Zrezygnowany  blondyn nadal stał pod ścianą. Daya, która została zawołana przez chłopaków podeszła do nich z uśmiechem. – No co tam? – zapytała z uśmiechem.  
- A wiesz, stoimy tak i czekamy na jakąś fajną pannę. Szłaś, więc cię zawołaliśmy. – wytłumaczył.
- Aha. To fajnie. Ja jestem Zendaya, ale muszę już wracać na lekcję. – powiedziała śpieszno ze zrezygnowanym uśmiechem.
- Ja jestem Chris. – przedstawił się chłopak. – A to jest Max, Leon, John, Dylan, Gabe, Spencer i Ross. – przedstawił kolegów.
- Ross? – zapytała z niedowierzanie.
- No tak, Ross. A co? Znacie się? – zapytał.
- Znam jednego Rossa, ale nie sądzę, żeby to był on. – powiedziała. – A gdzie on jest?
- Ehh… Schował się. – powiedział z rozbawieniem Chris. Poczym wypchnął blondyna naprzeciwko dziewczyny.
- Ooo… Jaka miła niespodzianka. – zaśmiał się Ross, drapiąc po głowie.
- To ty?! Co ty z nimi robisz? – zapytała ze wściekłością. – Czekaj, czekaj. Ty palisz?!
- Co? Ja? Niee! – zaprzeczał.
- To co z nimi robisz? – dopytywała.
- Oho, dziewczynie naszego kumpla coś nie pasi. – powiedział po cichu Leon.
- Ja nie jestem jego dziewczyną?! Jasne?! Teraz tym bardziej nie będę! Bo ja z palaczami się nie zadaję! – krzyczała.
- Ok, spoko, spoko. Ale Ross nie pali. Odmawia za każdym razem. – tłumaczył zbulwersowanej brunetce Gabe.
- Odmawia? – zapytała zmieszana. Na co odpowiedziało jej kiwnięcia głów chłopców.
- Wow, Ross, przepraszam. – powiedziała.
- Nie szkodzi. – odparł z uśmiechem, po czym przytulił się do Dai.
Ich sielanka nie trwała długo, bo ze szkoły wyszła właśnie pani Danvins, która miała sokole oko i umiała wypatrzeć każdego, kto się chował. Szybkim spojrzeniem wypatrzyła grupkę osób i ze złowieszczym uśmiechem podeszła do nich szybkim krokiem.
- Dzień dobry moi kochani. – powiedziała z uśmiechem. – Fajnie się pali na terenie szkoły?
Wszyscy spojrzeli na nią ze strachem w oczach, nawet Chris, który próbował udawać twardego.
- A teraz za mną do dyrektora. – odrzekła, a przyjaciele zgodnie z rozkazem ruszyli za nią.
Zen potwornie się bała i z tego roztrzęsienia złapała Rossa za rękę i mocno się w niego wtuliła. Chłopak na ten gest odpowiedział uśmiechem.
- Bez czułości tam! – burknęła pod nosem nauczycielka.
Dalszą drogę do gabinetu przeszli w spokoju i bez upomnień. Choć Zen bała się puścić rękę Rossa. Przy nim czuła się tak bezpiecznie. Nawet w takiej chwili.
Do dyrektora weszli wszyscy z kolei wraz z panią Danvins, która szczegółowo opisała to co widziała.  
- Dobrze, a teraz proszę zostawić nas SAMYCH. – powiedział dyrektor do nauczycielki. Ona wyszła z pomieszczenia, gdzie zapanowała głucha cisza.
- Więc, już wiem, co żeście robili. – powiedział. – I jakie macie wytłumaczenie na to?
- Wyszliśmy na dwór. – odpowiedział John.
- A z tego co wiem od waszych nauczycieli to nie było was na lekcjach. – powiedział spokojnie. – Wszystkich!
- To prawda? – zapytała zdruzgotana brunetka. Ross, który siedział koło niej pokiwał głową, wtulił ją mocno w siebie i pocałował w czoło.
- Panie… Lynch? – zapytał niepewnie. – Proszę zostawić teraz swoją dziewczynę w spokoju.
- Ale ja nie jestem jego dziewczyną. – odpowiedziała zapłakana Daya.
- A to wygląda inaczej. – powiedział dyrektor, na co pozostali chłopcy przytaknęli. – Ale wracając do sprawy paliliście na terenie szkoły. Co macie na swoje usprawiedliwienie?
Odpowiedziała cisza. Dyrektor jeszcze przez około godzinę dawał im pouczenie, a na koniec dodał – Zostajecie zawieszeni na tydzień, oprócz was. Panie Lynch i Pani Coleman. – powiedział i zwrócił się do pozostałych. – A wy możecie już wyjść.
Ross i Zendaya zostali w gabinecie wraz z dyrektorem.
- Muszę was upomnieć, że w szkole zabrania się takich czułości. – pouczył.
- Ale, my nie jesteśmy razem. – powiedział Ross.
Dyrektor spojrzał na nich rozbawiony. – A mi się wydaję, że powinniście. – zaśmiał się i wypuścił ich ze swojego gabinetu.
- Słyszałaś co on powiedział? – zapytał Ross. – Nie tylko ja tak uważam.
- Hmmm… To trochę dziwne. – powiedziała z powagą dziewczyna.
- Nie bądź taka sztywna. – zaśmiał się blondyn. – Wiem co poprawi ci humor. Lody.
- Nie mam ochoty.
- Ale wiem na co masz.
Daya spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
- Trochę słodkości jeszcze nikomu nie zaszkodziło. – powiedział i ustawił się naprzeciwko dziewczyny. Teraz patrzyli sobie głęboko w oczy. Ross po chwili zamachania przysunął się do brunetki i namiętnie ją pocałował. Chwilę tę przerwali koledzy Rossa.
- No, no, no. I kto tu nie jest parą? – zapytał Chris.
Zendaya szybko odsunęła się od chłopaka.
- Dzięki mała za pomoc. – uśmiechnął się Chris i posłał jej buziaka. 
___________________________________________________________________________________
Kolejny nudny rozdział :/ Postaram się zrobić coś ciekawszego, ale nie mam narazie pomysłu. Ten rozdział pisałam na siłę ;(( nie wiem, czy na jakiś czas nie zawieszę bloga, ale postaram się nie :) JBC. Pojawi się notka.
Dziękuje za przeczytanie, do soboty :)

czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział 13



Ross nie wiedział Zendai, więc nadal kontynuował pocałunek, który w końcu z wielką niechęcią przerwała Tara.
- A co z Zendayą? – zapytała ruda.
- Ona się teraz nie liczy. – powiedział z uśmiechem, po czym znów zaczął przybliżać się do partnerki. Ta jednak odwróciła jego twarz w stronę wejścia. Chłopak dotychczas patrzący z wielką rozkoszą, patrzył teraz na siostrę i jej towarzyszki z wielką urazą. Wiedział co zrobił. Doprowadził tą kruchą brunetkę do rozpaczy. Jego siostra patrzyła na niego z wrogością, a z jej oczu dało się wyczytać „Zabiję cię!”.

*** Oczami Zendai***
Czułam się skrzywdzona. Jak on mógł mi to zrobić? A tak w ogóle to dlaczego mi to zrobił? Przecież ja mu nic nie zrobiłam.
Po krótkim rozmyślaniu wzięłam Candy na ręce i ruszyłam w stronę domu, zostawiając Bri i Ryd w bramie. Po kilku minutach dołączyły do mnie. Szłyśmy w kompletnej ciszy, kiedy wpadłyśmy na Indigo. Szła z jakimś chłopakiem trzymając go za rękę.
- Oh, co ja widzę. – zaśmiała się patrząc na mnie. – Czyżby mój Rossy cię skrzywdził?
- Tak całuje się z twoją kumpelą w parku. –odpowiedziała Bridgit.
 - Co?! – zdziwiła się. –Z Tarą?
- No tak. – odpowiedziała Rydel. – Mój braciszek nie potrafi się zdecydować, ale jak widać twoja koleżaneczka ma coś z ciebie.
- O czym ty mówisz? – zdziwiła się Indi.
- O tym, że jest tak samo przebiegła jak ty. Owija sobie chłopaka wokół palca, a potem jakby gdyby nigdy nic zostawia go. – opowiedziała Ryd.
- Ah tak? Uważasz, że ja taka jestem? – zadziwiła się. – Jak chcesz pójdę do niej.
- Dobra, a my z tobą. – uśmiechnęła się Bridgit.
Po chwili doszłyśmy wszystkie cztery do parku, bo chłopak z którym była Indigo postanowił się nie mieszać i wrócił do domu. Ross i Tara nadal siedzieli na ławce, trzymając się za ręce i rozmawiając.

W domu Lynchów panował niezmierny chaos, kiedy Rydel wychodziła zawsze się tak działo. Rocky i Ellington próbowali zrobić obiad, ale im nie wychodziło. Natomiast Riker… Rikera nie było w kuchni, ani w salonie. Chłopaki w kuchni nawet nie zauważyli jego braku. Kiedy spalili kurczaka i przegotowali ziemniaki, postanowili zamówić pizze.
W końcu pojawił się zaginiony brat. Niespodziewanie przyprowadził rodziców i Rylanda, na co Rocky i Ell wybałuszyli oczy i zaczęli próbować sprzątać kuchnie. Po krótkim czasie mama weszła do kuchni. Stan pomieszczenia najwyraźniej jej się nie spodobał, bo stała ze skwaszoną miną i patrzyła na dwóch chłopaków, którzy się do niej uśmiechali jak gdyby nigdy nic się nie stało. Mark ze względów na bezpieczeństwo postanowił pójść z najstarszym synem do salonu.

W tym samym czasie Indigo postanowiła porozmawiać ze swoimi „przyjaciółmi”.  Wzięła Rossa za rękę, tak jakby byli parą i zaprowadziła go koło drzewa, niedaleko ławki, tak aby nikt nie słyszał ich rozmowy.
- Co ty robisz? – wycedziła przez zaciśnięte zęby blondynka.
- Opieram się o drzewo. – odrzekł zgodnie z prawdą.
- Nie to palancie! – krzyknęła, na co chłopak posłał jej wrogie spojrzenie. – Z Zen. Nie widzisz jak ona cierpi?
- A od kiedy ty jesteś taka dobra? – zastanawiał się.
- Nie przesadzaj, zawsze byłam.
- Mnie nie oszukasz. – powiedział patrząc na nią z miną wroga. – Co ty ode mnie chcesz?!
- Żebyś zostawił Tarę! Ona na ciebie nie zasługuje! – powiedziała, po czym zaczęła przybliżać się do chłopaka i głaskać go po klacie.
- Przestań! –krzyknął zdejmując z siebie jej ręce. – To nie ona wymyśliła sobie ciąże!
- Rossy…, przestań żyć przeszłością. – powiedziała miękkim głosem i zaczęła gładzić jego włosy.
- Ogarnij się! Daj mi spokój i nie mieszkaj się do mojego życia osobistego! – wrzasnął po czym wrócił do Tary.
Indigo spojrzała na nią wrogim spojrzeniem i przymrużyła oczy. Ruda nie mogła znieść tego spojrzenia i podeszła do niej.
- Czego ty ode mnie chcesz?! – wydarła się na nią.
- Tego, żebyś zostawiła Rossa! – powiedziała. – Ja wiem, co ty knujesz.
- Ja? Pfff…  Ja nic.
- Chcesz ją zniszczyć. – oznajmiła blondynka.
- Kogo?
- Zendayę. – powiedziała i jeszcze raz postała jej swoje spojrzenie, po czym odeszła.
Brid, Zen i Ryd, stały i wpatrywały się w Rossa, który siedział na ławce i bawił się telefonem nawet nie racząc podejść do Zen i tego wszystkiego jej wytłumaczyć. Dopiero wtedy Daya poczuła co naprawdę czuje do tego blondyna, kiedy on bawił się komórką, ona patrzyła na niego jak na jakiś największy cud świata, ale wiedziała, że ona już dla niego nie istnieje. Postanowiła zapomnieć, co nie będzie proste.
*** DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ ***
 Zendaya nadal nie mogła zapomnieć o tym co stało się pod koniec wakacji. Choć już wróciła do szkoły i na plan serialu nadal nie mogła przestać myśleć o Rossie. Chodzili razem do szkoły, ale to nic więcej. Na korytarzu traktował ją jak powietrze. Za każdym razem kiedy koło niej przechodził ona uśmiechała się do niego i miała nadzieję, że on to odwzajemni, ale nic. Zawsze był pochłonięty rozmowami. Aż któregoś dnia na zajęciach muzyki nie było wolnych miejsc, Zen siedziała sama, bo Bella był chora, a spóźniony po dzwonku Ross nie miał gdzie siąść i niestety musiał usiąść koło brunetki, na którą nie zwracał uwagi, aż do połowy lekcji.
- A teraz. – zaczęła nauczycielka. – Będziecie ćwiczyć w parach dwuosobowych, każdy dobiera się z osobą z ławki.
Blondyn musiał niestety współpracować z Zendayą, która z tego powodu czuła się trochę niezręcznie i samotnie. W duchu wyklinała Bellę, że nie przyszła, ale  drugiej strony miała w końcu okazję z nim porozmawiać. W parach mieli podzielić obowiązki tak, aby jedna osoba grała dowolną melodie na wybranym instrumencie, a druga śpiewała. Ross wybrał gitarę, a Dai został śpiew. Nie denerwowała się tym, że będzie musiała śpiewać, bo to lubiła, ale tym, że chciałaby pogadać  blondynem, ale nie wiedziała co powiedzieć.
- Ross? – powiedziała patrząc na niego. Po chwili chłopak spojrzał na nią. – Możemy porozmawiać?
- A o czym tu gadać? – niecierpliwił się chłopak.
- No może, na przykład o nas? – powiedziała ironicznie nastolatka.
- Pff… O nas? A gdzie ty widzisz nas?! – zapytał. – Nas nie ma, a ty byłaś tylko jakąś cholerną pomyłką.
Brunetce momentalnie zrobiło się przykro i z oczu poleciały jej łzy. Chwyciła swoją torbę i wycierają dłonią łzy, wybiegła z sali. Chłopak nie zdawał sobie sprawy co zrobił, aż do teraz. Nie zauważył jak bardzo przez ten czas zmieniła go Tara. Po kilku minutach zamyśleń wrócił na ziemię, złapał swój plecak i wybiegł za dziewczyną. Pani Miles od muzyki stała jak wryta i patrzyła co się dzieje. Po chwili nie zwracając na nic uwagi dalej prowadziła lekcję.
Ross wyszedł na główny korytarz i nie wiedział gdzie szukać dziewczyny. Na korytarzu była bardzo cicho. Po chwili dało się usłyszeć cichy płacz, dochodzący gdzieś z okolic sceny.  Blondyn zorientował się, że to może być ona i ruszył w kierunku dochodzących odgłosów. Tak jak myślał. Na scenie pod ścianą siedziała skulona dziewczyna z rozmazanym makijażem. Szedł powoli, aby przemyśleć wszystko co chce powiedzieć. Bał się, żeby znów nie wyjść na kogoś bez uczuć. Teraz zorientował się, co zrobił tej biednej dziewczynie. Złamał jej serce. Ona go kochała, a on powiedział przy niej, że ona się nie liczy, a co gorsza jeszcze kilka minut temu prosto w czy powiedział jej, że była pomyłką! Co on zrobił?!
- Przepraszam. – powiedział siadając obok.
- I co?! Zaraz znów zaczniesz mnie obrażać? – ponownie się rozpłakała.
- Zen, posłuchaj. Ja nie chciałem, żeby tak wyszło. – zaczął spokojnie.
- Chciałeś, żeby było gorzej. – stwierdziła dziewczyna.
- Nie, wcale nie! Uwierz mi! Zależy mi na tobie! – mówił lekko uniesiony.
- Jakbyś tak na serio sądził, to nie powiedziałbyś, że się nie liczę. – płakała dalej.
- Ale to nie tak! Ja naprawdę cię lubię! Jesteśmy przyjaciółmi. – tłumaczył Ross.
- A co mi po takiej przyjaźni? – zapytała.
- Wszystko. Przyjaźń jest lepsza od miłości. Nie ma aż tylu niepotrzebnych kłótni, nie ma złamanych i cierpiących serc… - wymieniał.
- To zerwij z Tarą. – rozkazała.
- Dlaczego? – zapytał z uniesieniem.
- Bo przyjaźń jest lepsza. – oznajmiła ze słabym uśmiechem.
Chłopak westchnął i spojrzał na brunetkę, która podeszła do okna.
- Ale źle to zrozumiałaś. – powiedział po chwili. – Albo źle wytłumaczyłem.
- Może to znów moja wina..
- Nie mów tak. Ja wiem, że cię skrzywdziłem, nie wiem jak mam się ponownie w tobie zakochać. To nie takie proste. – tłumaczył Ross.
- Ale tu nie chodzi o to, żebyś się znów zakochiwał. Ja to jakoś zniosę, tylko musimy skończyć.
- Z czym?
- Z przyjaźnią.
- Co?! Ale dlaczego?
- Bo ja nie chcę cierpieć z miłości. Nie mogę się z tobą przyjaźnić, jeśli będę wiedziała, że cię kocham, a ty mnie nie.
- To co? Chcesz z tym od tak skończyć? Zostawić to wszystko? Zapomnieć? – dopytywał.
- Wiem, że nie będzie to dla mnie proste, ale tak.
- Zen… Pocieszy cię to, jak powiem ci, że cię kocham? – zapytał.
- Jeżeli rzucisz to od niechcenia to nie.
Blondyn podszedł do dziewczyny i swoją dłonią odgarnął jej włosy, po czym zaczął przybliżać swoje usta do jej. W końcu pocałował ją, ale sam nie wiedział czy dla pocieszenia, czy znów może zaczął coś do niej czuć. Największym nieszczęściem było to, że Tara musiała wychodzić z klasy i zobaczyć to wszystko. Stanęła jak kamień i patrzyła kto to. Kiedy rozpoznała tam już swojego chłopaka ruszyła wściekła do całującej się dwójki. Po pocałunku para rozdzieliła się i odsunęła od siebie. Blond chłopak stał oparty o ścianę nie przejmując się tym co zaraz się stanie, natomiast Daya była wystraszona.
- Czy ty mnie właśnie zdradziłeś? – zapytała wściekła rudowłosa.
- Nie. – odpowiedział krótko. – Całowałem tylko przyjaciółkę.
- Czyli mnie jednak zdradziłeś!
- Jeśli tak to rozumiesz, to tak. Zdradziłem cię.
- Nie denerwuj mnie!
- Czym?
- Tym swoim spokojem! Doprowadza mnie to do szału! Już wiem, dlaczego Indi miała cię dość!
- A ja już wiem, dlaczego mam ciebie. – zaśmiał się.
- Tego chcesz? Tak? Właśnie tego?!
- Nie wiem czego.
Zendaya powili się rozchmurzała, bo co tylko powiedział Ross to ona chichotała.
- Zerwania.
- Jeśli ty, to ja też. – uśmiechnął się szeroko.
- Przestań już! Skończ!
- Jak sobie chcesz. – pomachał Tarze na pożegnanie, złapał Daię za rękę i ruszył z nią na główny korytarz.
- Dlaczego z nią zerwałeś? – zapytała brunetka.
- Żebyś była szczęśliwa.
- Ale dlaczego zrezygnowałeś ze swojego szczęścia dla mnie?
- Szczęście mam tu. – powiedział i pocałował dziewczynę w policzek.
___________________________________________________________________________________
Rozdział 13, hymm... Mdły, nudny i bez sensu :( dziękuję, że czytacie te moje nudne wypociny. Jeśli myślicie, że teraz będzie dobrze, to się mylicie, wiem, że dla was to bez różnicy z kim będzie Ross, ale zdecydujcie proszę, bo myślę, że czytacie na siłę i was w ogóle nie obchodzi to co będzie ;(
To chyba tyle.

sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 12



Jak ustaliły poprzedniego dnia z samego rana, co u nich oznacza godzinę 11 ruszyły w stronę sklepu zoologicznego. Po drodze minęły miejsce gdzie wczorajszego wieczora znalazły pieski. Słychać było ciche płakanie dużego psa, które dziewczyny chciały ominąć. Chciały sprawdzić czy to nie mama małych nówków. Wchodząc w ciemny zaułek bardzo się bały, serca podskoczyły im do gardeł, a ręce trzęsły się jak oszalałe. Płacz stawał się coraz głośniejszy. Przyjaciółki odruchowo złapały się za ręce i wzięły głęboki oddech. Brid wyjęła telefon z kieszeni i poświeciła na miejsce, z którego dochodzą odgłosy. Rydel, Bridgit i Zendaya otworzyły szeroko oczy patrząc na kolejnego małego psiaczka.

W tym czasie Ross postanowił zadzwonić do Tary, której już dawno nie widział. Zdawać by się mogło, że chce się tylko spotkać i pogadać, ale w głowie blondyna było wiele myśli dotyczących tego spotkania. W ogóle po co? Po co chce się z nią spotkać? Wziął komórkę do ręki, którą po chwili upuścił na ziemię. Był zestresowany, bał się, że dziewczyna go odrzuci. Ponownie wykonał ruch, tym razem wykręcił numer i już po chwili odezwał się głos z drugiej strony.
- Hej, Ross. Coś się stało? – zapytała ruda.
- Emmm… Pfff… Nie, chyba nie. Eeee… Chcia… Chciałem się spotkać. – wyjąkał zdenerwowany.
- Ross, co ci jest? – powtórzyła z troską w głosie.
- Nic.
- Ross! Do cholery! Co się stało?! – denerwowała się Tara.
- Pokłóciłem się z Zen, a tak w ogóle to dawno się nie widzieliśmy.
 - Tak to prawda. To co? Za pół godziny w parku?
- Mam lepszy pomysł. Zaraz po ciebie przyjdę. – powiadomił z radością, po czym się rozłączył.
Szybko zbiegł na dół po schodach, chwycił kluczyki do samochodu i wybiegł trzaskając za sobą drzwi. W aucie wcale nie myślał już o Zendai. Nie obchodziła go już ta kłótnia. Liczyło się tylko to co chce powiedzieć Tarze. Po 20 minutach drogi był już pod jej domem, a dziewczyna siedziała na ławce przed domem i uśmiechała się do niego. Wstała i wolnym ruchem nie spuszczając z niego oczu wsiadła do samochodu. Jadąc nie zamienili ze sobą ani słowa.

Dziewczyny przez całą godzinę siedziały z pieskiem. Każda już takiego miała. Choć Rydel miała jeszcze 4 rodzeństwa i Ell’a to nie wiedziała czy to dobry pomysł, żeby brać kolejnego. Po krótkiej chwili zamyślenia oznajmiła koleżankom, że to ona go weźmie. Mieszkali sami. Rodzice ze względu na pracę mieszkali w innym mieście, ale nie bali się zostawiać ich samych, bo w końcu Riker, Rocky, Rydel i Ellington, który też z nimi mieszkał mieli już ukończone 18 lat. Ross i Ryland musieli znosić ich opiekę, która nie była taka sama jak rodziców. Żadne z dwójki nie marudziło. Ryd wzięła pieska na ręce i wraz z nim ruszyły na dalsze zakupy.
Pod sklepem były już po 10 minutach. Kupiły wszystko dla swoich czworonożnych podopiecznych. Posłania, miski, obroże, smycze, zabawki i jedzenie. Rydel zrobiła te zakupy podwójnie. Swojego drugiego pieska, który też był suczką postanowiła nazwać CeCe, żeby było do kompletu z Rocky. Cece w odróżnieniu do swojej łaciatej siostry była brązowa. Rocky była teraz zapewne w domu śpiąc na kolanach Rockiego, który zasnął przed telewizorem z pustą paczką chipsów.
W drodze powrotnej zatrzymały się jeszcze, aby kupić sobie kawę na wynos, bo do kawiarni nie można wchodzić z psami.

Ross siedział na ławce ze swoją towarzyszką, którą obejmował ręką, a ona trzymała głowę na jego ramieniu. Chciał jej powiedzieć coś ważnego, ale bał się, że ona się speszy i nie będzie go już więcej chciała widzieć. W końcu zebrał się na odwagę.
- Tara? – zapytał z niepewnością.
- Co jest? –zapytał.
- Muszę ci coś powiedzieć, a tak w sumie to wyznać. – zaczął z dziwnym uśmiechem.
Ona tylko na niego spojrzała uśmiechając się, co dodało chłopakowi otuchy i odwagi.

Dziewczyny się porozdzielały i poszły do siebie, aby zostawić rzeczy w domu i wziąć pieski na spacer. Rydel była zmuszona wziąć dwa. Już po chwili były w drodze do parku.

Blondyn nadal patrzył w głębokie oczy rudowłosej dziewczyny siedzącej koło niego. Po chwili wydusił to co chciał od dawna jej powiedzieć.
- Podobasz mi się. – odparł jednym tchem.
Ruda ponownie tylko się uśmiechnęła i zaczęła przybliżać się do partnera. Patrzyła to na jego usta, to na brązowe oczy, w których z każdą sekundą zagłębiała się coraz bardziej. Kiedy ich usta się złączyły ich oboje ogarnęło uczucie szczęścia i spełnienia, na które tak dawno czekali. Ale pech chciał, aby to właśnie oni siedzieli na samym początku wejścia do parku i żeby to właśnie ich zobaczyły Rydel i Bridgit, a tym bardziej Zendaya, której od razu z oczu popłynął potok łez.
___________________________________________________________________________________
Siemka!
1. Wiem, że krótki, ale:
A) Właśnie tu musiałam skończyć.
B) Brak weny.
2. Nie mam pojęcia kiedy kolejny.
Dziękuję za tyle wejść, ale chciałabym też komentarze, bo ich mało :( Cały czas głowię się jak zrobić, żeby można było dodawać komentarze jako anonimowy. Jeśli ktoś wie jak to zrobić to piszcie mi na Priv na fejsie. A i jeszcze jedno, jestem chora i gorzej się czuję, bo mam chyba właśnie teraz napad głupawki 97%, bo jeszcze nie 100 xd i jak pisałam ten rozdział i imię Tara to mi coś takiego do głowy przychodziło - "Tara chcesz Tatara?" Miałam to nawet gdzieś w rozdziale napisać, ale to by było dziwne xd
To jeszcze raz dzięki i do zobaczenia ;**

niedziela, 10 lutego 2013