Rydel cała zapłakana po cichu wyszła z domu i zadzwoniła na
policję, a potem po pogotowie. Już po chwili pod ich domem była karetka z
lekarzami ze szpitala psychiatrycznego. Powoli weszli do domu, gdzie zastali
Rikera stojącego z nożem nad nieprzytomnym Rossem. Oczy 21latka płonęły
czerwonymi płomieniami. Widać było, że był wściekły. Nadal nie miał dość i
myślał jak skrzywdzić brata. Chociaż był w takim stanie wiedział, że poniesie konsekwencje
swojego czynu, ale starał się teraz o tym nie myśleć. Kiedy czterech lekarzy
weszło do domu i chwyciło chłopaka za ramiona on odruchowo wbił nóż w brzuch
brata. Już po chwili z części ciała w którą został wbity przedmiot zaczęła
wypływać czerwona ciecz. Do domu weszła policja, która przejęła blondyna, a
lekarze zajęli się ciężko rannym 17latkiem. Rydel nie wiedząc co robić siadła
na schodach i zaczęła płakać. Nie mogła się uspokoić, było jej żal młodszego
brata, który został skrzywdzony przez głupotę najstarszego, aż trudno było jej
uwierzyć, że Riker który ma 21 lat, chciał zabić Rossa! Po chwili szlochania
zawołał mnie Rocky. Chciał wiedzieć, czy jadę z nimi do szpitala. Momentalnie
się zgodziłam. Widziałam po chłopakach, że byli załamani tak samo jak ja, ale
tego nie pokazywali. W końcu byli chłopakami, a tylko dziewczyny nie potrafiły
zachować zimnej krwi. Rocky przez całą drogę do szpitala siedział zamyślony, a
Ell był jakiś przygnębiony.
- Dlaczego on to zrobił? – zapytał po chwili Rocky. – Nasz Riker?
Ten sam, który zawsze nam pomagał?
- Sama tego nie rozumiem. – odparła Rydel wyjmując twarz z
rąk.
- To wszystko przez Bridgit! – odezwał się w końcu Ratliff.
- Jak możesz tak mówić?! – zezłościła się Ryd. – Ona nic nie
zrobiła, zerwała z nim, bo go nie kochała. Była tylko zauroczona… a w sumie, to
oni nawet nie byli razem.
- Ryd ma rację. – poparł ją Rocky. – To jemu coś strzeliło
do głowy! Chciał zabić Rossa?! Za to, że zakochał się w niej, a ona w nim?! Przecież
i tak kiedyś by się rozstali!
Po krótkiej kłótni zapadła cisza. Trwała ona przez 15 minut,
aż do szpitala.
- Dzień wieczór. My do Rossa Lyncha, przed chwilą został
przywieziony. – powiedziała Rydel.
- Niestety, nie mogę udzielić żadnych informacji, jeśli nie
jesteście państwo rodziną. – odpowiedziała recepcjonistka.
- Jesteśmy rodziną. – odezwał się Rocky.
- A wiec, wasz brat przechodzi teraz operację, od której
zależy jego życie. Ma co najmniej 20% szans, że operacja się uda. Nóż został
wbity dość głęboko, a ręce pocięte delikatnie. – opowiedziała.
- Co z nim będzie? – zapytała blondynka szlochając.
- Operacja dopiero się zaczęła, proszę przyjść jutro na
rozmowę z lekarzem.
- Ja zostaje! – oznajmiła dziewczyna.
- Rydel, daj spokój. Chodź do domu. Jesteś zmęczona. Wyśpisz
się, a jutro z rana przyjedziemy. – obiecał Rocky.
- Nie! – powiedziała stanowczo.
- No nie żartuj! Chyba nie będziesz spać na korytarzu. –
zaśmiał się Ell.
- A właśnie, że będę! –krzyknęła dziewczyna, na co
Ratliffowi zszedł uśmiech z twarzy.
- No to plan B. – powiedział Rocky i wziął Ryd przez ramię. –
Dobranoc! –krzyknął wychodząc.
*** Zendaya ***
Wstałam wcześnie i od razu popędziłam do łazienki, aby się
ubrać i umyć. Nie stroiłam się zbytnio, bo w końcu szłam na zakupy. Chwyciłam torebkę
i włożyłam do niej telefon, portfel, błyszczyk i okulary przeciwsłoneczne.
Zbiegłam na dół, gdzie moja mama robiła śniadanie.
- Cześć mamo! – krzyknęłam siadając przy stole.
- Dzień dobry córciu. A co ty taka wesoła? – zapytała pani Coleman
podając mi gofry.
- Idę na zakupy z dziewczyną z sąsiedztwa. Nazywa się
Madison. – posłałam jej promienny uśmiech zajadając się przysmakiem.
- To miłych zakupów. Ja wychodzę do pracy wrócę koło 17. –
oznajmiła mama wychodząc.
Wymruczałam coś w rodzaju „dobrze” i dalej jedząc włączyłam
telewizor. Akurat były wiadomości.
- Znany gwiazdor Ross Lynch został ciężko ranny. Jak na
razie wiadomo jest w bardzo ciężkim stanie. Dowiedzieliśmy się, że jego starszy
brat Riker Lynch chciał go zabić. Przez ten incydent może pozostać w szpitalu
psychiatrycznym nawet 3 miesiące. – oznajmił speaker.
Zaniemówiłam. Jedzenie stanęło mi w gardle. Nie mogłam nic przełknąć.
Czy ja dobrze usłyszałam?! Ross i Riker Lynch? Nie… Jestem przewrażliwiona. To
jakaś paranoja! Riker chciał zabić Rossa?! Zdenerwowana przewinęłam te kilka
sekund. Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę! Ross ranny! Nie mogłam się
powstrzymać od płaczu. Do moich brązowych oczu napłynęły słone łzy, które już
po chwili zaczęły płynąc po policzkach rozmazując makijaż.
Nie spostrzegłam się, że dochodzi 11:30. Od dwóch godzin
siedziałam nad talerzem pełnym zimnych gofrów. Cały czas płakałam. Moje białe
rurki była w czarne ciapki pozostawione przez łzy zmieszane z czarny tuszem do
rzęs. Nie miałam ochoty nigdzie wychodzić. Położyłam się na kanapie i leżałam
tak, przez dłuższy czas, aż usłyszałam dzwonek do drzwi. Niechętnie podniosłam
się i skierowałam do drzwi. Otworzyłam i ujrzałam uśmiechniętą Madi, która od
razu posmutniała widząc mnie.
- Co się stało?! – zaniepokoiła się.
- Oglądałaś wiadomości? – zapytałam prowadząc ją do salonu.
- Tak. – powiedziała.
- Ross Lynch został prawie że zabity przez Rikera Lyncha! –
powiedziałam zanosząc się płaczem.
- Ah, biedny Ross. Pamiętam jak się razem bawiliśmy, a Riker…
on był taki spokojny i odpowiedzialny… jak Rydel! A Rocky… - zaczęła wymieniać
blondynka.
- Chwila… Skąd ich znasz? – zapytałam zdziwiona.
- Mieszkali tu kilka lat temu. W tamtym domu na końcu ulicy.
– wskazała na biały, piętrowy dom średniej wielkości. – A ty też ich znasz?
- Tak, mieszkałam w Los Angeles i tam się poznaliśmy. Ross to
straszny romantyk. – westchnęłam.
- Wiem… - zamyśliła się. – Jak mieliśmy 6 lat byliśmy parą. –
uśmiechnęła się. – Rządziliśmy całym przedszkolem.
- Mnie próbował odzyskać. Byliśmy przez pewien czas razem,
ale czy jak wiem, czy oficjalnie? – zamyśliłam się uśmiechając do ściany. – Nie
wiem, co on robił przez ten czas jak się wyprowadziłam. Zostawiłam też
przyjaciółkę, która początkowo miała z nami się przeprowadzić, ale reżyser jej
nie pozwolił.
- Bella? – zapytała.
- Nie. Bridgit Mendler.
- Ah, tak. Kojarzę.
- A teraz biedny Ross nie wiadomo czy przeżyje! –
rozpłakałam się.
- Nie płacz kochana, wszystko się ułoży. Musimy być dobrej
myśli. – przytuliła mnie.
*** Rydel ***
Nie spałam całą noc. Dochodziła godzina 6 nad ranem, a ja
leżałam na łóżku cała zapłakana. „Co pomyślą sobie rodzice” – myślałam.
Właśnie! Przez te wszystkie nerwy nie zadzwoniliśmy do rodziców! Szybko podniosłam
się z łóżka i zbiegłam na dół do kuchni. Bardzo się zdziwiłam, bo przy stole
siedzieli Mark, Stormie, Ryland, Rocky i Ratliff.
- Co wy tu robicie? – zapytałam uradowana ,a jednocześnie
załamana.
- Rocky dzwonił wczoraj i przyjechaliśmy. – powiedziała mama
przytulając mnie. – Co wstąpiło w Rikera? Od 3 lat jest pełnoletni, a zachowuje
się jak dziecko.
Jeszcze chwilę porozmawialiśmy i zjedliby śniadanie. To
znaczy ja nic nie zjadłam. Miałam jakby pełny żołądek. Nie mogłam nic
przełknąć. Poczłapałam się do mojego pokoju i wyjęłam ubranie. Potem poszłam do
łazienki, gdzie doznałam szoku! Wyglądałam gorzej niż zombie. Byłam cała blada.
Oczy miałam czerwone od płaczu i podpuchnięte od płaczu. A włosy… aż szkoda
gadać! Stały we wszystkie strony. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się,
rozczesałam i wyprostowałam włosy, a następnie zrobiłam makijaż tylko trochę
mocniejszy niż zwykle, aby zakryć te wszystkie niedoskonałości po tej okropnej
nocy.
Zeszłam na dół i byłam gotowa do wyjazdu do szpitala.
Dochodziła 8, a to znaczy, że będzie można porozmawiać z lekarzem. Tata
wyprowadził samochód z garażu i wsiadając do niego ruszyliśmy do szpitala. Po
przejechaniu 20 kilometrów (no może przesadziłam, ale nie wiem ile) byliśmy pod
budynkiem, gdzie znajdował się Ross. Szybko wbiegłam do szpitala i podbiegłam
do recepcjonistki.
- Dzień Dobry. Nazywam się Rydel Lynch, ja do mojego brata
Rossa Lyncha. – powiedziałam na jednym oddechu.
- Dobrze, już wołam doktora. – powiedziała idąc do pokoju
dla lekarzy.
Kiedy doszła reszta weszliśmy do pokoju, gdzie zaprowadził
nas lekarz, który operował Rossa.
- A wiec może przejdę od razu do rzeczy. – powiedział odkładając
jakieś papiery na brzeg biurka.
- Wczorajsza operacja się powiodła, ale były pewne
komplikacje. Żaden narząd nie został uszkodzony, ale pacjent stracił dużo krwi.
Proszę się nie martwić. Mamy krew dla pańskiego syna, ale nie wiadomo czy
przeżyje. Jak na razie się nie obudził, a to źle.
Nie wytrzymałam i wybiegłam z pokoju, a zaraz za mną Ell.
- Nie płacz Ryduś. – powiedział przytulając mnie.
- Ale… - nie mogłam wydusić z siebie nic oprócz szlochu.
- Spokojnie. Ross jest silny. – pocieszał mnie.
- Ell, boję się. – powiedziałam przytulając go mocniej.
- Ja też mała. – powiedział i przybliżył swoje usta do
moich, a już po chwili oddałam się pocałunkowi , zapominając i problemach…
___________________________________________________________________________________
Nienormalnie dłuższy niż zwykle ;D
Dodałam go dziś, bo już wczoraj Monika i Małgosia zarzucały mnie pytaniami dotyczącymi zachowania Rikera itp.
Ma on w sobie 1385 słów! Chciałam, żeby on był taki specjalny, bo dziś moja kumpela ma urodziny. Wszystkiego Najlepszego Aga!
Następny nwm kiedy, może za tydzień? Ten jest już chyba spokojniejszy niż wczorajsza końcówka haha :)
Już nie nudzę, bo widzę chyba macie dość tej notki. Ja napisałam się tyle słów i uhhh... Padam z sił, a teraz lecę na zupkę :)
Paaa :**